BEZ MAKIJAŻU Sigrid

To były nasze pierwsze poranne odwózki do norweskiego przedszkola. W sumie niedaleko, ale listopad i grudzień 2018 był naprawdę okropny – deszcz, deszcz, śnieg, wiatr, deszcz, deszcz. I do tego nieznany dotychczas mrok. W głośnikach niemal codziennie towarzyszyła nam jej “Don’t Feel Like Crying”. Zaprzyjaźniliśmy się do tego stopnia, że z czasem Laura mówiła, żeby włączyć jej tę piosenkę, gdzie pani śpiewa “klajin”. I tak została z nami, w zasadzie od początku naszej norweskiej przygody.

Gdy zaczynałem swoją walkę z bieżnią, jakoś w sierpniu 2021, z głośników siłowni regularnie rozbrzmiewało zapowiadające nową płytę “Mirror”. Płytę drugą, zazwyczaj dla artystów najtrudniejszą. Od początku było dla mnie wiadome, że to będzie płyta dobra i równa, z wyraźnym i twórczym udziałem producentów, którzy doszlifują to, co i jak zaśpiewa Sigrid, z tym, co zostało przez nią i dla niej napisane. Zresztą zdziwiło mnie, że mnie to mnie zaskakuje – przecież wiadomo, że Norwegia wydaje na świat wirtuozów produkcji popu, a za kształt tego albumu odpowiadają naprawdę duże nazwiska.

Jakoś dwa miesiące temu jechałem z Laurą na sobotnie zakupy. “Czy chcesz, bym włączył piosenkę, której jeszcze na pewno nie słyszałaś?” I tak w cichym jak szept elektryku zabrzmiała “It Gets Dark”. Naprawdę było cicho – o niczym nie rozmawialiśmy, starałem się niczym nie rozkojarzać, po prostu słuchanie. Po chwili Laura przerwała milczenie, mówiąc “Wiesz, co, tatuś? To brzmi jakoś tak norwesko.” Zamurowało mnie. Ucho niespełna sześciolatki wyłapało od razu to, co bije z “How To Let Go”. To ze wszech miar norweska płyta – sterylna, perfekcyjnie zaplanowana, bez fanaberii, bez zgiełku, hałasu, konkursu głośności i piękności, który prowadziłby wyłącznie do barokowego bałaganu. Po prostu bardzo dobry pop.

“How To Let Go” jest trochę jak sama Sigrid. Bezpretensjonalna, szczera, w trampkach, bez wyuzdanych choreografii, peruk, plastikowych makijaży, czasem zarumieniona i skromna, ale też pewna siebie i silna swoją prostolinijnością. Płyta jak dziewczyna z sąsiedztwa nie z wielkomiejskiej Norwegii, ale z Ålesund, gdzie mówi się z tak ciężkim akcentem, że napompowane Oslo miewa trudności z jego zrozumieniem. Spotkasz podobne jej dziewczyny w każdym autobusie, wagonie metra czy galerii handlowej.

Jest to też płyta-palimpsest, pakiet tysiąca nawzajem przenikających się cytatów i wyraźnych inspiracji, z których producenci wyciągają zawsze to, co akurat dla danej piosenki jest najlepsze: linię basu w “It Gets Dark”, zapowiedź trzeszczącego od podskoków parkietu w “Burning Bridges”, tik-tokowe frazy “Thank Me Later”. Gdy słucham “Dancer”, myślę o The Beatles, Starsailor i Alanis Morissette. Czwórka z Liverpoolu pojawia się w mojej głowie ponownie, podobnie jak Robert Amirian (posłuchajcie “Ale Jestem” Anny Marii Jopek i “Norwegian Wood” The Beatles), gdy docieram do “Mistake Like You”. Ten numer brzmi niemal tak, jakby został nagrany przy Abbey Road, tyle że pięćdziesiąt (sic!) lat później. I chyba to miał na myśli Heraklit ze swoim “Panta rhei”, bo co prawda wszystko się zmienia, ale jak ten palimpsest, nadpisywane, jak u Koheleta. “To, co było, znowu będzie, a co się stało, znowu się stanie.”

Duet “Bad Life” pojawił się mniej więcej z kwitnieniem kasztanowców. I naprawdę słowa refrenu robią z tego numeru potencjalny hymn maturzystów. Nie pierwszy to numer śpiewany przez Sigrid w towarzystwie – w zasadzie od tego się zaczęło, gdy jako młodsza siostra pojawiła się na płycie Tellef Raabe w numerze – a jakże – “Sister”.

Gdy będziecie klaskać w rytm do “A Driver Saved My Life” (mój typ na kolejny singiel), zwróćcie uwagę na bas, a w zasadzie na basistkę, Liva Austad Sværen. Na co dzień położna, w wolnym czasie grająca z Sigrid. Teraz w szpitalu spotkać ją można znacznie rzadziej, bo tegoroczna trasa jest bardzo ambitna – Norwegia, potem festiwalowe lato w Europie, a później jesień za Atlantykiem. W Polsce raczej jej nie będzie, ale zróbcie sobie przyjemność w Berlinie czy Pradze na początku czerwca.

Podobno grając tydzień temu otwierający tournee koncert w legendarnej dla Norwegów hali Oslo Spektrum Arena, przeżyła swój najpiękniejszy dziecięcy sen. Ciekawe, jak to jest mieć dwadzieścia sześć lat i mieć już spełnione największe marzenie… Występ w Spektrum zakończyła “High Note”, co w przypadku tego numeru zupełnie nie dziwi.

Nawet, jeśli ta prostolinijność i szczerość są udawane i stanowią wyłącznie element wizerunku, nie mam żalu, choć coś mi jednak mówi, że tak jednak nie jest. To płyta, którą warto podrzucić młodym. Nie ma żadnych ryzyk, co najwyżej takie, że nie przestaną zawodzić refrenów, a przy drobnej pomocy trafią w stronę klasyki funku, electro popu, disco. A do tego mogą poczuć się ekskluzywnie, wiedząc że Sigrid jest trochę jak Django – w imionach obojga “d” jest nieme. O swoim imieniu Django powiedział sam, ale o tym, jak poprawnie wymawiać imię Norweżki powiedziała mi jej wielka fanka, Laura.

O Mieszko Czarnecki 3 artykuły
Nazywam się Mieszko i niebawem znajdziesz tu mój blog poświęcony Norwegii, w której od ponad czterech lat mieszkam. Chcę dzielić się z Tobą moimi spostrzeżeniami o tutejszej kulturze, społeczeństwie, historii, codziennym życiu. Teraz kończę pracę nad docelowym serwisem, ale jeśli nie chcesz, by ominęło Cię to, co ja odnajduję po drugiej stronie fiordu - zapisz się do newslettera. Będziesz zawsze na bieżąco. Prates!

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*